Co się wydarzyło? Otóż owego dnia, około południa, razem z moją Kinią (:*) udałyśmy się do salonu fryzjerskiego. Już od dawna marzyłam o tym, żeby zastosować na moich włosach terapię szokową. Na początku miałam wątpliwości, ale kiedy na ziemię zaczęły spadać pojedyncze kosmyki - poczułam się lepiej. Moja głowa zaczęła robić się lżejsza, a mi na twarzy pojawiał się coraz większy uśmiech. Godzinę później, moja głowa pozbawiona była już 35 centymetrów ciężaru.
Pytań, kierowanych w moim kierunku było mnóstwo:
Co zrobiłaś z włosami? - Dla bardzo mało kumatych, jakby nie dane było im się domyślić - ścięłam włosy (brawo ja).
Jak mogłaś? - Biorąc pod uwagę, że moje włosy to również moje ciało, o którym decyduję sama, to mam wrażenie, że legalnie - mogłam.
Nie było Ci szkoda? - Słuchajcie, kochani... było mi szkoda czterech lat zapuszczania włosów. Ale tylko i wyłącznie tego. Nie było mi szkoda ich długości, były zniszczone i wiem, że moja decyzja wpłynie dobrze na ich wygląd. Czego więc żałować? Włosy, nie ręka - odrosną. ;)
Opinii jednak tyle, ilu ludzi. Są ludzie, którzy mówią, ze wyglądam dużo lepiej niż wcześniej, inni twierdzą, że w długich było mi lepiej. Moja wychowawczyni stwierdziła na przykład, że wyglądam młodziej niż wcześniej.
A Wy, co sądzicie? Buźka :*